„Kiedy my, Niemcy, myślimy o Polsce, widzimy Pana”
25 kwietnia 2015Ta śmierć wyznacza cezurę w polsko-niemieckich relacjach. Władysław Bartoszewski reprezentował pokolenie naocznych świadków i ofiar II wojny światowej, od których nikt nie oczekiwał, że kiedykolwiek uwierzą w polsko-niemieckie pojednanie. A tymczasem to oni najbardziej wspierali powojenne zbliżenie Polaków i Niemców.
Władysław Bartoszewski: więzień polityczny Auschwitz, żołnierz Armii Krajowej, działacz polskiego państwa podziemnego i uczestnik Powstania Warszawskiego. Aktywnie pomagał w ratowaniu Żydów. Po wojnie pracował jako dziennikarz i publicysta, był kilkakrotnie internowany. Związany z kołami inteligencji katolickiej i z Solidarnością. W latach 80-tych pracował jako wykładowca w Niemczech, m.in. w Monachium. W 1990 r. został ambasadorem w Wiedniu, a potem dwukrotnie ministrem spraw zagranicznych (1995 w rządzie J. Oleksego i 2000 J. Buzka). Od 2007 był pełnomocnikiem prezesa rady ministrów ds. dialogu międzynarodowego i stosunków polsko-niemieckich. W Niemczech był laureatem wielu renomowanych nagród.
Autorytet bez moralnego patosu
– Władysław Bartoszewski to świadek epoki, który wie, do czego ludzie są zdolni – w dobrym i w złym tego słowa znaczeniu – mówił o nim prezydent Niemiec Joachim Gauck. Mimo to Bartoszewski nie moralizował w narodowych kategoriach. Na dramatyczne wydarzenia z historii spoglądał przez pryzmat osobistych przeżyć ludzi – ofiar i sprawców. Mówił o trudnej europejskiej historii równocześnie kierując uwagę w przyszłość.
W stosunkach polsko-niemieckich podkreślał normalność dzisiejszych relacji i postrzegał ją jako szczególne osiągnięcie procesu pojednania. Przemówienia Władysława Bartoszewskiego w charakterystycznym rytmie staccatto pozostaną w Niemczech niezapomniane. Za każdym zdaniem kryło się przesłanie, ale na próżno było się w nich doszukiwać patosu i sentymentalizmu. O wiele bardziej cenił ironię i trzeźwość umysłu. Unikał oceny świata w czarno-białych kolorach, był zwolennikiem mądrych kompromisów.
Walka o prawdę historyczną
Taka postawa nie zawsze jednak ułatwiała mu życie. Władysław Bartoszewski bywał niewygodny i przekorny, zdarzało się, że omijał protokół dyplomatyczny. Zwłaszcza, gdy uważał, że chodzi o kwestie zasadnicze i ważne dla polskiej racji stanu. To także dzięki jego wieloletnim staraniom powstające w Berlinie centrum dokumentacji wypędzeń jest rządową placówką z międzynarodowym nadzorem, a nie jest projektem Związku Wypędzonych.
Wbrew krytyce zwolenników projektu Eriki Steinbach niestrudzenie interweniował w Berlinie, by nie dopuścić do wpływu szefowej Związku Wypędzonych na projekt. Steinbach i Bartoszewskiego łączyła nieskrywana i wzajemna antypatia. Nestor polskiej polityki miał ją nazwać „blond-bestią”, a ona miała się zrewanżować opinią, iż świadczy to o jego „złym charakterze” – za co musiała jednak przeprosić. Kanclerz Angela Merkel stanęła ostatecznie po stronie Bartoszewskiego i nie dopuściła, aby Steinbach zasiadła w radzie fundacji nadzorującej nową placówkę.
Empatia dla Niemców
Władysław Bartoszewski obserwował też, w jaki sposób Niemcy dokonują rozprawy z własną przeszłością. Także w kraju należał do tych, którzy nie obawiali się poruszać tematów tabu. W kwestii Jedwabnego i antysemityzmu w Polsce reprezentował jednoznaczną postawę, która nie wszystkim się podobała. Podobnie, jak jego przemówienie w Bundestagu z okazji 50-lecia zakończenia II wojny światowej w kwietniu 1995. Wtedy, jako minister spraw zagranicznych RP, ze zrozumieniem wypowiadał się o losie ofiar przymusowych wysiedleń i cytował Jana Józefa Lipskiego: „Zło nam wyrządzone nie może być usprawiedliwieniem zła, które sami wyrządziliśmy. Wysiedlanie ludzi z ich domów może być w najlepszym razie mniejszym złem, nigdy - czynem dobrym”.
W 1995 roku niektórzy zarzucali mu potem przesadną empatię wobec Niemców, dzisiaj taka ponadnarodowa postawa nikogo nie dziwi. Gdy w listopadzie 1989 upadał mur berliński, Władysław Bartoszewski przebywał w Monachium. Na bieżąco śledził wtedy historyczny przełom u sąsiadów. „Te zmiany wydają się logiczne, ale wtedy były niespodzianką“ – wspominał później, przyznając, że równie niespodziewana była dla niego „szeroka akceptacja Polaków dla zmian politycznych u sąsiada”.
„Warto być przyzwoitym”
Władysław Bartoszewski rzadko przejmował się krytyką i tym, co inni o nim mówią. Jego dewizą było stwierdzenie, iż „warto być przyzwoitym”, aby własne wnuczki mówiły o dziadku z szacunkiem. Jego życiowy dorobek sprawia, że w taki sposób mówią o nim już od dziesięcioleci także sąsiedzi. Na przyjęciu, jakie wydał z okazji jego 90-tych urodzin prezydent Niemiec Joachim Gauck, usłyszał: „Kiedy my, Niemcy, myślimy o Polsce, widzimy Pana”.
Róża Romaniec